Podzielę się z Wami jeszcze kilkoma obrazkami z Hiszpanii. Widokami małych miasteczek, wręcz wiosek zapomnianych przez turystów- i bardzo dobrze Ale wiosek o zadbanych domach, wybrukowanych ulicach, z miłymi życzliwymi i chętnymi do pomocy mieszkańcami.
Podzielę się też z Wami obrazkami z barów, w których jadaliśmy. Niektóre z nich były tak nieturystyczne, że pojawienie się w drzwiach Waldka, blondyna o nordyckiej urodzie budziło prawie strach, no bo jak tu się z takim dogadać :). Szczęśliwie Waldek zna język tubylców, dzięki temu posmakowaliśmy miejscowych potraw popijając pysznym i śmiesznie tanim winem.
Poniższy bar zasługuje na opis szczególny. Znajdował się na uliczce na zapleczu innych barów. Na takiej uliczce, na którą wystawia się worki na śmieci, a bohaterowie amerykańskich filmów ukrywają się przed pościgami
Przechodziliśmy nią błąkając się po Granadzie w poszukiwaniu mało turystycznego miejsca na wieczorną przekąskę i zobaczyliśmy niezwykle elegancko ubranych Hiszpanów stojących pod ścianami, a pomiędzy nimi przebiegł perfekcyjnie ubrany kelner roznosząc jakieś morskie pyszności. Stanęliśmy więc także, po chwili udało nam się zdobyć własny parapecik i z liczącej zaledwie kilka pozycji karty wybrać przepyszne rybki i krewetki …
A kelner okazał się wizualnym sobowtórem mojego Taty … (selfie z moim Tatą na instagramie!) Magiczne miejsce!
Podzielę się też z Wami kilkoma ujęciami z Alhambry. No tutaj to turyści dopisali! Tylko dzięki otaczającym nas przepięknym obrazom przetrwałam ten tłum … Jakim cudem udało nam się nie uwiecznić go na zdjęciach?
I na zakończenie – trochę mnie i trochę Nas
A jednak nie. Na zakończenie KOZA. Śliczna beżowa zaczepiająca nas w jednej z wiosek. Chciała pogadać, to pewne!
zdjęcia – my, telefonami komórkowymi Apple i Huawei