O bardzo spontanicznym pomyśle wyjazdu do Chorwacji wspominałam Wam już na ig i facebooku.
Genialny pomysł Waldka opierał się na konieczności wyjazdu w miejsce, gdzie uczulające mnie trawy już nie kwitną, a dokąd można dojechać samochodem w ciągu jednego dnia. Czyli Istria.
Trochę emocji wzbudzała sama podróż, szczególnie że zbiegła się ze zwiększeniem obostrzeń związanych z przejazdem Polaków przez kraje po drodze. Więc zaopatrzeni w zaświadczenie o zameldowaniu (że nie mieszkamy na Śląsku) oraz z wcześniejszym zgłoszeniem podróży przez internet pojechaliśmy i po 12 godzinach byliśmy w Rovinj. Zarezerwowaliśmy tu w ostatniej chwili apartament, który pewnie w innych okolicznościach byłby już dawno niedostępny. Pięknie urządzony, z parkingiem na terenie obiektu, własnym wejściem – w obecnych okolicznościach to pełnia szczęścia! Przywitała nas urocza Monika, która wcześniej poznała mnie na facebooku i byłam już prawie jej znajomą. A o podejściu do gości niech zaświadczy to, że wczoraj czekało na Waldka urodzinowe wino
Rovinj jest dość puste teraz, jak sądzę, bo w barach potrafi być po jednej parze. Tak jak ja poniżej. Poza nami nie było innych gości. Oczywiście nam podoba się taki stan, ale dla żyjących z turystów miejscowych mieszkańców to raczej poważny kłopot.
Sukienka – Massimo Dutti / clogsy – targ w Zakopanym / torebka – Parfois w zeszłym roku
zdjęcia – Waldek Piotrowski